że zapada się w stan, w którym możliwa jest potężna ma

że zapada się w stan, w którym możliwa okazuje się potężna magia... Znajdowała się jakby równocześnie wewnątrz i na dworze zamku, jakby część niej była daleko, na wzgórzach, podążała za sztandarem Pendragona, który czasami nosił Lancelot... wił się ogromny, czerwony smok... ale przecież smoków nie ma, nie takich smoków, a już smok Pellinora był z pewnością jedynie żartem, złudą, tak nierealną, jak ten sztandar, który powiewał kiedyś na południu nad murami Kamelotu, smok wymyślony poprzez jakiegoś artystę, by ozdobić sztandar, jak te obrazki, które Elaine tkała na własnych kobiercach. Lancelot musiał o tym wiedzieć. Polując na smoka, po prostu cieszył się miłą przejażdżką po słonecznych wzgórzach, ścigał sen i fantazję, to dawało mu możliwość pogrążania się w marzeniach o uściskach Gwenifer... Morgiana spojrzała na płyn bulgotający w jej małym kociołku, kropla po kropelek dodawała do mikstury więcej wina, by się nie wygotowało. obecnie marzy o Gwenifer, a dziś w nocy jest miał w ramionach kobietę, pachnącą tak, jak ona. Ale najpierw Morgiana da mu tę nalewkę, która sprawi, że on ulegnie swej żądzy i nie jest się mógł zastopować, gdy odkryje, że w miejsce doświadczonej kobiety i swej uwielbianej, trzyma w ramionach drżącą dziewicę... przez chwilę Morgianie zrobiło się żal Elaine, ponieważ to, co właśnie przygotowywała z zimną krwią, z pewnością przypominało gwałt. Choć Elaine tak dość pragnęła Lancelota, była mimo wszystko dziewicą i nie dysponowała zwroty o dysproporcji pomiędzy swymi romantycznymi marzeniami o jego pocałunkach a tym, co naprawdę ją czekało – miał ją posiąść mężczyzna za bardzo zamroczony, by wiedzieć, z kim okazuje się. Czegokolwiek doświadczy Elaine, i jakkolwiek odważnie to zniesie, na pewno nie jest to romantyczny epizod. Ja oddałam swe dziewictwo dla Króla Byka... a mimo wszystko to było co innego. Od dzieciństwa wiedziałam, co mnie czeka, byłam wychowana i wykształcona w czci dla Bogini, która łączy panów i kobiety tak w uczuciach, ; w chuci... Elaine okazuje się wychowana jako chrześcijanka, nauczono ją uznawać tę fundamentalną życiową siłę za pierworodny grzech, za który ludzkość została skazana na śmierć... przez chwilę myślała nawet, by poszukać Elaine, postarać się ją przygotować, porada jej myśleć o tym tak, jak uczono o tym myśleć kapłanki: jak o wielkiej sile natury, czystej i bezgrzesznej, witanej jako źródło życia, porywające uczestników w swój nurt... mimo wszystko wtedy Elaine uznałaby to za dodatkowo gorszy grzech. Cóż, w takim razie musi sobie z tym osobiście dać radę. Może jej miłość do Lancelota przeprowadzi ją poprzez to bez szwanku. Morgiana znów zwróciła swe uważa do parujących ziół i wina, wydawało jej się, że równocześnie jedzie na wzgórzach... nie był to mimo wszystko miły dzień na przejażdżkę; niebo było teraz ciemne i zachmurzone, wiał lekki wiatr, góry były łyse i puste. Poniżej długie ramię morza, które tworzyło jezioro, leżało szare i bezduszne, jak nowiutko wykuty metal. Powierzchnia jeziora zaczęła się lekko burzyć, a może to tylko gotowała się nalewka w jej kotle? Ciemne bańki unosiły się, i wypluwały z siebie ohydny smród, a później powoli uniosła się z jeziora długa, wąska szyja, zwieńczona końską głową i końską grzywą... później długie, obłe ciało zaczęło się wić w kierunku brzegu... wznosiło się, pełzło, w końcu wypluło na brzeg całą swą długość. Psy Lancelota wyrwały się do przodu, podbiegły do wody i szczekały zajadle. Słyszała, jak na nie zawołał, po czym zatrzymał się jak wryty i patrzył sparaliżowany w kierunku wody, nie do zakończenia wierząc własnym oczom. potem Pellinor zadął w swój róg, by przywołać innych, a Lancelot spiął konia ostrogami, chwycił włócznię i puścił się pełnym galopem w dół zbocza. Jeden z psów zawył przeraźliwie. Cisza. Obserwując wszystko ze swego dziwnego oddalenia, Morgiana ujrzała przedziwny, oślizgły ślad wiodący do miejsca, gdzie leżało zmiażdżone ciało psa, do połowy zjedzone poprzez czarny śluz.