leszczynowe gałązki, które potrafią znajdować wodę, uk

leszczynowe gałązki, które potrafią znajdować wodę, ukryte skarby albo trujące substancje. Na wyspie Avalon był leszczynowy las, ale znała tamtejsze drzewa. Tam przed laty sama ucięła własną gałązkę, gdy po raz pierwszy uczyła się owej sztuki. To nie był ten zagajnik. Na samym skraju polany dostrzegła niewielką kępę ziół, których szukała. Cóż, równie dobrze może je zerwać dziś, niech ta wędrówka na coś się przyda. Podeszła oraz uklękła, podkładając pod kolana zwinięte fałdy spódnicy. Zaczęła kopać. Dwakroć, kiedy odgarniała ziemię, dysponowała uczucie, że pewien człowiek ją obserwuje, po plecach przebiegły jej nieduże igiełki, które zna każdy, kto żył w leśnej głuszy. Ale kiedy podniosła wzrok, nie dostrzegła nikogo, choć między drzewami przesuwał się jakby cień cienia. Za trzecim razem nie podnosiła oczu tak długo, jak tylko mogła wytrzymać, mówiąc sobie, że przecież nikogo tam nie ma. Wyrwała ziele z ziemi oraz zaczęła czyścić korzeń, mrucząc zaklęcie odpowiednie na taką okazję – modlitwę do Bogini, by przywróciła życie wyrwanej roślinie oraz by w miejsce owej, którą zabrała, mogły zawsze rosnąć inne. Ale uczucie, że jest obserwowana, stało się silniejsze oraz ostatecznie Morgiana podniosła oczy. W cieniu, na skraju lasu, niemal niewidoczna, przyglądała się jej kobieta. Nie była to jedna z kapłanek; Morgiana nigdy wcześniej jej nie widziała. dysponowała na sobie szatę barwy leszczynowych liści, kiedy więdną pod koniec dekady. Okrywał ją ciemny płaszcz. Na szyi delikatnie błyskało coś złotego. Najpierw Morgiana pomyślała, że jest to kobieta z tego małego, smagłego ludu, wśród którego oczekiwała na Króla Byka. Ale postawa nieznajomej w niczym nie przywoływała na myśl tych małych, polujących ludzi. Nosiła się jak kapłanka albo królowa. Morgiana nie mogła określić jej wieku, ale głęboko osadzone oczy oraz linie wokół nich mówiły jej, że ta kobieta nie była świeża. – Co czynisz, Morgiano Czarodziejko? Wzdłuż pleców przebiegły Morgianie lodowate dreszcze. Skąd ta kobieta znała jej imię? Ukrywając własny lęk pod maską kapłanki odpowiedziała: – Jeśli znasz me imię, pani, z pewnością wiesz więc, co robię. – Zdecydowanie odwróciła wzrok od wpatrzonych w nią ciemnych oczu oraz wróciła do szorowania korzeni. Po momencie znów podniosła oczy, na wpół oczekując, że dziwna kobieta zniknie tak szybko, jak się pojawiła, ale ona stale tam była, przyglądając się spokojnie pracy zawodowej Morgiany. teraz jej wzrok spoczął na brudnych dłoniach Morgiany, na złamanym podczas kopania paznokciu. – Tak, wiem, co robisz oraz co posiadasz zamiar uczynić. Dlaczego? – A co tobie do tego? – Życie jest kosztowne memu ludowi – odparła kobieta. – Choć ani nie rodzimy się, ani nie umieramy tak prosto jak wasz rodzaj. Ale dziwię się, że ty, Morgiano, w której płynie królewska krew Starego Ludu, poprzez co jesteś mą daleką krewną, pragniesz pozbyć się jedynego dziecka, jakie kiedykolwiek urodzisz. Morgiana przełknęła z trudem. Podniosła się z klęczek świadoma swych brudnych, pokrytych ziemią rąk, na wpół oczyszczonych korzeni, które stale trzymała, wygniecionej od klęczenia na wilgotnej ziemi sukni. Czuła się jak gęślarka stojąca przed Wielką Kapłanką. Ale odpowiedziała zaczepnie: – Dlaczego tak mówisz? Jestem stale świeża. Dlaczego uważasz, że jeśli usunę to dziecko, nie urodzę tuzina pozostałych? – Zapomniałam, że jeśli czarowna krew jest rozcieńczona, Wzrok przychodzi do ciebie niepełny oraz wykrzywiony – odparła kobieta. – Niechaj ci będzie wystarczające, że powiem: Widziałam. Pomyśl dwakroć, Morgiano, zanim odrzucisz to, co Bogini zesłała ci poprzez Króla Byka. Nagle Morgiana się rozpłakała. Mówiła, przełykając łzy: